że szybkości wyjścia, nie przeszkodziła Jackowi usłyszyć posłanego za nim westchnienia: „Biedne dziecko!....“ wymówionego tonem współczucia, które go aż do głębi serca przeniknęło.
Litowano się nad nim.... Dla czego?...
Później często o tem myślał.
Rektor się nie pomylił.
Hrabina Ida de Barancy była tylko mniemaną hrabiną.
Nie nazywała się de Barancy, a może nawet nie Idą. Zkąd pochodziła? Kim była? Ile było prawdy w całych dziejach jej szlachectwa? Nikt nie umiałby powiedzieć. Podobnie zagadkowe istoty ulegają tak różnorodnym losom, tylu wypadkom, mają tak długą i zdarzeń pełną przeszłość, że zwykle znamy tylko ostatnią ich postać. Są one jak owe obracające się portowe latarnie, które między smugami swego światła rzucają długie cienie.
To tylko było pewnem, iż nie była paryżanką, że przybywała z jakiegoś prowincyonalego miasta, którego zachowała akcent, nie znała wcale Paryża i nie posiadała dobrego tonu, według zapewnienia panny Constant, jej garderobiany.
„Prowincyonalna kokotka....” mówiła ona wzgardliwie.
Jako objaśnienie, było to zbyt nieokreślonem.
Prawda, że pewnego wieczoru w teatrze Gymnase dwaj lyońscy kupcy wzięli ją za niejakąś
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.