Strona:PL A Daudet Jack.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

go prędko ku innym myślom, ku przyobiecanemu polowaniu na wiewiórki, o którem mu przypomniał właśnie gajowy, przywoławszy dwa ziejące pod stołem psy i poprawiwszy na kędzierzawych włosach czapkę rządowego oficyalisty.
Po odejściu małżeństwa, usłyszano toczący się z wolna, ciężko, pod kamienistą górę powozik.
— Słyszysz — pewnie Rivols. Poznaję po koniu, który zawsze idzie stępa. Czy pan doktór?
— Tak, pani Argenton.
Doktór z Etiolles wracał z objazdu i wstąpił dowiedzieć się o swojego małego pacyenta.
— A co nie mówiłem, że to było tylko wielkie znużenie.... Dzień dobry moje dziecko.
Jack patrzał na szeroką krostowatą twarz malutkiego człowieka, przysadkowatego, zgarbionego, w długim aż do pięt surducie, z białą, rozczochraną czupryną, który chodził kołysząc się według zwyczaju, jakiego nabył dwudziestoletnim pobytem na morzu, gdzie był chirurgiem. Wyglądał tak lojalnie i poczciwie!
Ach! poczciwi ludzie! Jakże szczęśliwym czuje się człowiek w szczerem wiejskiem kółku, zdala od okropnego mulata i jego gimnazyum!
Kiedy doktór odjechał, zamknięto drzwi na gruby rygiel. Cień rozpostarł naokoło ścian swoją cichą zaporę i matka z dzieckiem poszli spać do swego pokoju.
Podczas kiedy Jack usypiał, ona pisała do Argentyna długi list z doniesieniem o przybyciu