pięknej miejscowości Etiolles, z którą wspomnienie o Pompadour wiązało się różowemi wstążkami i brylantowemi klamrami; mieć wszystko, co potrzeba, żeby zostać poetą i wielkim poetą, — uwielbianą, czarującą kochankę, dla której tak stosownem było romantyczne imię Karolina, — katedrę Henryka II do poważnych badań i rozmyślań, — małą białą kozę nazwaną Dalti, która towarzyszyła na przachadzkach, — a dla odrachowywania godzin tych szczęśliwych dni — stary emaliowany zegar, którego łagodne i głębokie dźwięki zdawały się wychodzić z przeszłości i wywoływać melancholijne obrazy minionego czasu.
Tego było za wiele. Nieszczęśliwy rymotwórca czuł się tak niepłodnym, tak pozbawionym natchnienia, jak wtedy, gdy po odbytych lekcyach zamykał się codzień w swoim wynajętym pokoiku.
Och! te długie godziny palenia fajki i leżenia na sofie, te wystawania w oknach, to znudzenie!....
Gdy kroki Karoliny dały się słyszeć na schodach, poeta siadł pośpiesznie do stołu z twarzą zamyśloną, zatopiony, z oczami gdzieś bezmyślnie zawieszonemi, co jednak mogło się wydać marzeniem.
— Wejdź — odpowiedział na delikatne stukanie do drzwi.
Weszła świeża, wesoła, z podniesionemi rękawami, obnażającemi jej prześliczne ramiona; tak wyglądała wieśniaczo, że nawet ryżowy puder
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/218
Ta strona została skorygowana.