leniwe, może tylko osłonięte nieco pozorami wstydliwości i powagi, którą prowincya, lepiej od Paryża zabezpieczająca się przeciwko kobietom pewnego świata, niewątpliwie jej nadała. Wszystko to w połączeniu z rzeczywistą świeżością, prawdopodobnie pamiątką spędzonego na otwartem powietrzu dzieciństwa, stawiało ją na uboczu paryzkiego życia, w którym zresztą, jako świeżo przybyła, jeszcze swego miejsca nie znalazła.
Co tydzień odwiedzał ją jakiś mężczyzna, w średnim wieku, szpakowaty, dystyngowany. Mówiąc o nim, Ida nazywała go „panem” takim tonem wyniosłości, że przypominała francuzki dwór owych czasów, kiedy w ten sposób wyrażano się o królewskim bracie. Dziecko mówiło po prostu: „dobry przyjaciel”. Służący meldowali go: „hrabia”, między sobą zaś nazywali go poufale: „jej stary”.
Jej stary musiał być bardzo bogatym, gdyż pani w nic nie wglądała, w domu zaś wszystko się lało.
Zarządzała nim panna Constant, totumfacka, która wywierała jedyny i prawdziwy wpływ. Ona dawała swej pani adresa kupców, ona obznajmiała ją z życiem paryzkiem i dobrem towarzystwem; bo najgłówniejszem marzeniem, niemal tęsknotą, tęsknotą, która nią bezwątpienia owładnęła razem z majątkiem, było uchodzić za kobietę przyzwoitą, dostojną, szlachetną, bez zarzutu.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.