Strona:PL A Daudet Jack.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

Inni doznawali powodzenia. Grywano ich utwory i jakie utwory! — drukowano im książki, a jakie książki! — podczas gdy on niema nic, nigdy nic. To najgorsze, że tematy są w powietrzu, każdy niemi oddycha, że pierwszy lepszy druk zniszczy pracę drugich. Nie było tygodnia, w którymby mu kto nie ukradł jakiejś myśli.
— Wiesz, Karolino, grali wczoraj w Teatrze Francuzkim nową komedyę Emila Augiera... To zupełnie moje Jabłka Atalanty.
— Ależ to haniebnie.... Zabrano ci twoje Jabłka Atalanty! Ja napiszę temu panu Laugierowi — mówiła biedna Lolotta, na prawdę oburzona.
On dodał gorzko:
— Co to znaczy nie być na miejscu.... Każdy ci je zabiera.
Zdawało się, że robi jej wyrzuty, jak gdyby nie marzył przez całe życie, ażeby mieć swoją siedzibę na wsi. Niesprawiedliwość publiczności, przedajność krytyki, wszystkie miotania się niemocy wypowiadał w zimnych i przesadnych frazesach. Podczas tych swarliwych przy jedzeniu rozpraw, Jack nie odzywał się ani słowem; siedział spokojnie, jak gdyby chciał zniknąć dla obecnych, skryć się przed tym złym humorem. Lecz w miarę, jak wzrastała złość Argentona, budziła się w nim głucha niechęć do dziecka. Ręce mu drżały, kiedy cóś nalewał, marszczył brwi, gdy patrzył na niego, co upewniało Jacka o gniewie, który czekał tylko sposobności, ażeby wybuchnąć.