Strona:PL A Daudet Jack.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

Łatwo więc sobie wyobrazić, w jaki stan ją wprawiło przyjęcie ojca O...., z jaką wściekłością w duszy od niego wyszła.
Wytworny powóz czekał na nią u drzwi zakładu. Raczej rzuciła się weń z dzieckiem niż weszła, mając zaledwie siłę wymówić donośnym głosem: „Do pałacu!” tak, ażeby ją usłyszało grono księży rozmawiających na ganku, którzy szybko usunęli się przed wirem futer i puklów.
Gdy powóz ruszył, nieszczęśliwa rzuciła się w kąt, nie w kokieteryjnej jednak spacerowej pozie, lecz pognębiona, zalana łzami, tłumiąc w jedwabiach łkania i wykrzykniki.
Co za wstyd powiedzieć sobie, że nie chciano przyjąć jej dziecka i że ten ksiądz pierwszem wejrzeniem odgadł jej sytuacyę, która według jej przekonania była tak starannie osłonięta wszystkiemi zbytkownemi i kłamliwemi pozorami światowej kobiety i nieskazitelnej matki. A więc było widocznem, czem ona jest!
Co chwila przenikliwy wzrok rektora, który obrażona duma nasuwała jej jak straszną mękę, rozpalał w jej żyłach wybuchające żary, a na twarzy nagłe rumieńce. Przypomniała sobie całą swoją gadaninę, wszystkie zawiedzione kłamstwa i ten uśmiech, ten niepojęty uśmiech, przed którym nie umiała się zachować i który po pierwszych słowach ją odgadł.
W drugim rogu karety niemy i nieruchomy Jack patrzył smutnie na matkę, nie rozumiejąc