dla niej droższym od czasu, gdy uwierzyła, że bardzo chory. A czego nie wymyślała ażeby go rozerwać, sprawić mu jakąś ulgę! Kładła wełniane nakrycie pod obrus, ażeby srebro i talerze nie wydawały brzęku; wyściełała mu poduszkami katedrę Henryka II; pielęgnowała go w najmniejszych drobiazgach, obkładała flanelami, smarowała, roztaczała naokoło niego całą tę atmosferę zniewieściałości, w której mniemani chorzy usypiają w sobie energię i osłabiają nawet swój głos. Co prawda, biedna kobieta, odzyskując co chwila wesołość, od razu w niwecz obracała wszystkie swoje zalety piastunki chorego, zaczynała znowu paplać, kręcić się, i wtedy dopiero uspokajała się, gdy osłabiony poeta narzekającym głosem mówił:
— Cicho bądź.... męczysz mnie....
Choroba Argentona sprowadzała do domu troskliwego doktora Rivals, na którego w przejeździe czatowali okoliczni, po wszystkich skrętach gościńca na dziesięciu milach rozrzuceni pacyenci, gromadzący się naokoło niego o każdym czasie. Wchodził zawsze z ożywieniem na okrostowaciałej twarzy, biała jedwabna fryzura zastępowała mu włosy, kieszenie długiego surduta zapchane miał szpargałami, które, jadąc lub idąc, ciągle czytał. Karolina, spotkawszy go na korytarzu, przybierała minę wzbudzającą politowanie.
— Ach! doktorze, prędzej. Gdybyś pan wiedział, w jakim stanie znajduje się nasz biedny poeta?...
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/233
Ta strona została skorygowana.