Strona:PL A Daudet Jack.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

— A gdybym zaprosiła kilku jego przyjaciół!
Było to z jej strony prawdziwe poświęcenie, gdyż go chciała posiadać sama jedna, tylko dla siebie; lecz radość poety, skoro się dowiedział, że przybędą do niego Labassindre i doktór Hirsch — wynagrodziła ją za tę odwagę. Dawno już myślał o jakiejś rozrywce z zewnątrz domu, ale po tylu mowach na cześć szczęścia w samotności i życia we dwoje, nie śmiał się do tego przyznać. Wkrótce potem, wracając na obiad, usłyszał w sieni niezwyczajny hałas, śmiechy, szczęk szklanek na nowym tarasie, podczas gdy na dole w wielkiej kuchni stukano rądlami i rąbano drzewo. Przybliżywszy się, poznał głosy i ruchy dawnych nauczycieli gimnazyum. Natychmiast z tą wrzawą zmięszał się głos Argentona, tylko już nie słaby i stękający, lecz ożywiony rozmową.
Jack poczuł trwogę na myśl, że znów się znajdzie wobec tych ludzi, którzy mu przypomną dawny smutek. Drżący wsunął się do ogrodu i czekał na obiad.
— Panowie, zechciejcie pójść do stołu, rzekła Karolina, wyszedłszy na taras, świeża, wesoła, w dużym białym fartuszku aż pod szyję, ubrana jak gospodyni domu, która na wypadek potrzeby mogła zawinąć koronkowe rękawy i zanurzyć ręce w ciasto.
Pośpiesznie zeszli do jadalnej sali, gdzie obaj profesorowie dość grzecznie przywitali Jacka. Całe towarzystwo usiadło do stołu. Obiad był