Strona:PL A Daudet Jack.djvu/247

Ta strona została skorygowana.

a przed pulpitem na prostym stole kręgi święconego chleba wznosiły się w złotych kolumnach na podziw mieszkańcom. Dla uzupełnienia obrazu, wszyscy gajowi lasów w paradnem zielonem ubraniu, z myśliwskiemi nożami u pasa, ze strzelbami przy nodze, przyszli dołączyć się do Te Deum ogólnej uroczystości, z czego bardzo byli radzi polujący ukradkiem i złodzieje drzewa.
Ida de Barancy byłaby się bardzo zdziwiła, gdyby rok temu kto jej był powiedział, że będzie siedzieć przy chórze w wiejskim kościele, jako wicehrabina Argenton, i z poważną miną, oczami spuszczonemi na książkę, będzie swoim widokiem i zachowaniem robiła wrażenie mężatki.
Bawiła się tą nową rolą. Pilnowała Jacka, odwracała mu kartki i przykładnie schylała się ze swojemi „frou-frou”.
Na podniesienie, uzbrojony halabardą szwajcar podszedł do Jacka, a pochyliwszy się do ucha matki, spytał, którą z dziewczynek wybierze dla syna dla trzymania woreczka od kwesty. Karolina zawahała się chwilę. Prawie nikogo nie znała w tem świątecznem zgromadzeniu, w którem kapelusze z kwiatem i paryzkie krynoliny zastąpione były przez czepki i bluzy. Wtedy szwajcar wskazał jej wnuczkę doktora Rivala, ładne dziecko, siedzące po drugiej stronie chóru, obok jakiejś czarno ubranej damy.
Dzieci zaczęły chodzić po za majestatyczną halabardą, która nadawała rytm ich drobnym kro-