kom — Cecylia z aksamitnym woreczkiem, zbyt szerokim na jej palce, Jack zaś z gromnicą ozdobioną wstążką, sztucznemi kwiatami i białemi bajorkami. Oboje wyglądali czarująco: on w swoim angielskim stroju, który go jeszcze wyższym czynił, ona ubrana skromnie, ze spuszczonemi warkoczami, z blado matową twarzą, rozjaśnioną siwemi oczami koloru delikatnej perły. Przyjemny zapach święconego chleba, zmięszany z wonią kadzidła, owiał ich w około, jak oddech niedzieli i religijnego święta. Cecylia kwestowała uprzejmie, starając się uśmiechać. Jack był poważny. Ta drobna rączka w białej filozelowej rękawiczce, którą trzymał w swej dłoni, sprawiała mu przyjemne wrażenie, niby ptak wyjęty w lesie z gniazdka, z miękkiemi piórami i jak ona miły. Czy już odczuwał, że ta mała rączka ściskała swojego przyjaciela, i że później wszystko, co tylko będzie miał dobrego w życiu, od niej otrzyma....
Chodzili, przesuwali się między ławkami.
— Jaka to ładna para — mówiła żona gajowego patrząc na nich, a cicho, zupełnie cicho, ażeby jej nie usłyszano, dodała: Biedna pieszczotka! Będzie jeszcze ładniejsza niż matka... Aby chociaż nie przytrafiło się jej to samo.
Po skończonej kweście, Jack powrócił na swoje miejsce. Czuł jeszcze urok udzielający mu się od małej, delikatnie trzymanej rączki; lecz szczęście jego nie na tem miało się skończyć. Przy wyjściu z kościoła, w głębi małego placu, gdzie kaski
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/248
Ta strona została skorygowana.