— Mój Boże! mój Boże! co ja zrobiłam, mówiła ona łamiąc ręce; co ja zrobiłam, że jestem tak nieszczęśliwą?
Naturalnie wykrzyk ten pozostał bez odpowiedzi, gdyż co ona zrobiła, mały Jack co najmniej jak i ona odrzec nie umiał. Nie wiedząc, co do niej mówić, jak ją pocieszyć, ujął tylko bojaźliwie jej rękę i przycisnął do ust z zapałem, jak prawdziwy kochanek.
Ona, drgnąwszy, spojrzała na niego obłąkanym wzrokiem:
— Ach! okrutne, okrutne dziecko, ile ty mi zrobiłeś złego od czasu jak przyszedłeś na świat!
Jack zbladł:
— Ja?... tobie?
Jedyną istotą, jaką na ziemi znał i kochał, była matka. Była ona dla niego piękną, dobrą, nieporównaną. I mimo woli, mimo wiedzy zrobił jej coś złego.
Na tę myśl biedny chłopczyna poczuł rozpacz, lecz rozpacz niemą, jak gdyby po głośnej boleści, której był świadkiem, wstydził się objawiać swego żalu. Trząsł się, tłumił łkania, wpadł w nerwowe spazmy. Przestraszona matka wzięła go w swe objęcia.
— Ale nie, nie, ja żartowałam.... Och! ty dzieciaku... Kto widział być tak czułym?.... Pieszczoch z długiemi nogami, kołysze się jak lalka.... Nie, mój Jacku, tyś mi nigdy nic złego nie zrobił.... To ja jestem nierozsądną, mięszając
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/25
Ta strona została skorygowana.