sobie pamiątki zabawy, nauki, modlitwy i ubrania: książki, suknie w szafie, jakiś obraz zawieszony na ścianie, całe muzeum z żółkłym relikwi. Wchodziła tam tylko matka z religijnem namaszczeniem; żalu jej nie zmniejszała żadna widoczna oznaka czasu, niszczącego te przedmioty.
Mała Cecylia często stawała zadumana przed tym zamkniętym jak grób progiem. Zresztą, zbyt wiele rozmyślała. Nigdy nie posyłali jej do szkoły, jak gdyby nie chcieli, ażeby miała stosunki z innemi dziećmi na wsi. To osamotnienie wywierało na nią zły wpływ — drobne ciało nużyło się bezczynnością. Brakowało jej burzliwości w życiu, tego bezprzyczynnego krzyku, tego szalonego kręcenia się, które tylko jest możliwe pomiędzy dziećmi, kiedy ich nie krępuje nagana lub szyderstwo poważnych ludzi.
— Trzeba dla niej rozrywki — mówił Rivals do swojej żony... Mały Argenton jest miłym chłopczykiem, mniej więcej w jej wieku; on nie będzie nic paplał.
— Dobrze; lecz cóż to są za ludzie? Zkąd pochodzą? Nikt ich niezna.... odpowiadała zawsze niedowierzająca pani Rivals.
— Najlepsi ludzie, moja droga. Mąż, prawda, wielki oryginał, ale pojmujesz — jak to artyści.... Żona nieco głupowata, lecz bardzo dobra kobieta. Co do ich uczciwości, to już ja zaręczam.
Pani Rivals pokręciła głową. Nie dowierzała ona przezorności swojego męża.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/252
Ta strona została skorygowana.