Strona:PL A Daudet Jack.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

Poczciwiec zapominał w ciągu objazdu o połowie wizyt, i umyślnie czy też bezwiednie ujmował z nich zawsze pewną część, gdyż zarówno był wspaniałomyślnym jak roztargnionym. Niektóre rachunki z domami ciągnęły się po dwadzieścia lat. Ach! gdyby nie miał żony, jakżeby się zababrał! Ona napominała go łagodnie, odmierzała mu grok, zajmowała się najmniejszą drobnostką w jego ubraniu. A nawet wnuczka mówiła mu poważnie, kiedy odjeżdżał:
— Chodźno dziadku, zobaczę, czy masz wszystko w porządku.
Dobroć tego człowieka była nadludzką.
Wyczytać ją było można w jego niewinnym, jasnym, dziecięcym wzroku, bez żadnej złośliwości. Jakkolwiek dużo obiegł świata, poznał wiele ludzi i krajów, nauka zachowała go naiwnym. Nie wierzył w istnienie złego, z jednakową pobłażliwością był dla wszystkiego, co żyje — tak dla zwierząt, jak dla ludzi. W ten sposób postępował ze swoim koniem, starym towarzyszem, który mu służył przez dwadzieścia lat. Ile razy trzeba było przebyć jakieś wzgórze lub nieco stromą drogę, gdy zobaczył, że zwierzę powłóczy nogi, wysiadał zaraz z kabryoletu i z gołą głową, czy to był upał, wiatr czy deszcz, prowadził konia za uzdeczkę i szedł z nim razem powoli.
Koń był stworzony dla pana, a pan dla konia. Wiedział już, że doktór zapóźniał się często na wizytach i nigdy nie mógł zdecydować się odje-