na malej, zamkniętej, spokojnej rzeczce, zaciemnionej sękowatemi wierzbami.
Choroba jest szczególnem zjawiskiem u wieśniaków. W niczem im nie przeszkadza, niczego nie tamuje. Bydło wychodzi i wraca w godzinach oznaczonych. Jeżeli mąż chory, żona zastępuje go w robocie, nie traci sobie czasu na siedzenie przy nim, dozorowanie i kłopotanie się o niego. Ziemia nie może czekać, a tem mniej bydło. Gospodyni pracuje dzień, wieczór upada zmęczona i zasypia mocno. Nieszczęśliwy chory leży na strychu, po nad izbą, gdzie turkoczą żarna, lub nad oborą, gdzie ryczą woły. Jest to ranny upadły w czasie bitwy. Nikt się nim nie zajmuje. Dość, gdy go położą gdzieś na ustroniu, oprą o drzewo lub o brzeg rowu podczas walki, która wzywa wszystkie ręce i wre dalej. W około słychać młócenie zboża, mielenie ziarn i wrzaski kogutów. Wszystko w biegu, wszystko pracuje, a gospodarz domu z twarzą odwróconą do ścian, nieruchomy i milczący, z rezygnacyą oczekuje wieczoru lub brzasku dnia, który ma go pozbawić cierpień lub życia.
Dla tego też dzieci w tych domach, do których zajeżdżały, nie zauważyły żadnego smutku. Wszędzie je pieszczono, wszędzie znajdowały się dla nich jakieś ciastka, dla konia wyborowy owies i koszyk owoców dla babci.
Poczciwy bezinteresowny doktór był powszechnie lubiany. Wieśniacy go uwielbiali i zarazem wyzyskiwali.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/258
Ta strona została skorygowana.