Strona:PL A Daudet Jack.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

I zajął się nim, niestety!
— Chodź tu urwisie! — krzyknął raz na Jacka śpiewak Labassindre, przechadzając się po ogrodzie i obradując z Hirschem i Argentonem.
Dziecię zbliżyło się nieco zmięszane, gdyż zwykle ani poeta, ani żaden z jego przyjaciół nigdy do niego się nie odzywali.
— Kto to zrobił.... beuh!... beuh! potrzask na wiewiórkę na tem dużem orzechowem drzewie... beuh!... beuh!.... tam w głębi ogrodu?
Jack zbladł, spodziewając się, że będzie wyłajany, a że nie umiał kłamać, odpowiedział:
— Ja.
Cecylia chciała mieć żywą wiewiórkę, więc Jack zrobił potrzask, poprzeplatał drutem pręciki z genialną pomysłowością, a chociaż nie złapał wiewiórki, lecz mógł ją niezawodnie złapać.
— I ty to zrobiłeś sam, bez modelu?
Jack odezwał się nieśmiało:
— Tak, panie Labassindre, bez modelu.
— To zadziwiające.... zadziwiające, powtarzał tłusty śpiewak, odwracając się do towarzyszów.... Ten dzieciak urodził się mechanikiem, bez wątpienia. Ma już te zdolności w palcach. Co chcecie taki instynkt, dar....
— Otóż to... dar! rzekł poeta, podniósłszy dumnie głowę.