mają nas opuścić. Wszystko to tembardziej go zatrważało, że usłyszał, jak Argenton mówił do Rivala z gorzkim uśmiechem pod dużemi wąsami:
— Doktorze, zająłem się waszym uczniem.... Lada dzień dowiesz się pan.... Spodziewam się, że pan będziesz zadowolony.
Doktór wrócił do domu zachwycony.
— Widzisz — mówił do swojej żony — jak to dobrze, że otworzyłem im oczy.
Pani Rivals wstrząsnęła głową.
— Kto wie?... Ja niedowierzam temu martwemu wzrokowi; nie wróży on nic dobrego dla dziecka. Lepiej gdy nieprzyjaciel siedzi z założonemi rękami i nic nie robi, niż ma się swoją ofiarą zajmować.
Jack był tego samego zdania.
Pewnej niedzieli z rana, w jakiś czas po przybyciu pociągu, przychodzącego o godzinie dziesiątej, który przywiózł Labassindra i wrzaskliwy ładunek Chybionych, Jack, czatując na wiewiórkę około sławnej pułapki, usłyszał, że matka go woła.