Strona:PL A Daudet Jack.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

— Chodź no tu, niewieściuchu — rzekł poeta, któremu stara dębowa katedra nasuwała chęć staroświeckiego wyrażania się.
Głos jego w tych intonacyach zachowywał taką twardość dźwięku, taką sztywność formy, iż można było pomyśleć, że to fotel Henryka II mówi:
— Ja tobie chłopcze nieraz mówiłem, że życie nie jest romansem. Mogłeś o tem przekonać się, widząc, ile cierpiałem, jak mężnie walczyłem w pierwszym szeregu na bojowisku literatury, nie szczędząc nigdy ani czasu, ani sił, nie kiedy zmęczony, lecz nigdy niezwyciężony jak uparcie pasowałem się z przeciwnościami za dobrą sprawę. Teraz kolej na ciebie, abyś wszedł w szranki. Stałeś się już człowiekiem.
Biedny malec miał dopiero dwanaście lat.
— Stałeś się człowiekiem. Musisz nas teraz przekonać, że stałeś się nim nie tylko wiekiem i wzrostem, ale i sercem. Pozwoliłem ci rok przeszło w swobodzie natury rozwijać się, puszczać wodze muskułom i rozumowi. Zarzucano mi, że się tobą nie zajmuję. Ach! rutyna..... Przeciwnie, czuwałem nad tobą, uczyłem cię, nie spuszczałem z oka ani na chwilę. Dzięki tej długiej i drobiazgowej pracy, nadewszystko dzięki tej nieomylnej metodzie, spostrzegawczej, której posiadaniem się szczycę, doszedłem do tego, że cię poznałem. Widziałem, jakie masz popędy, zdolności, temperament. Zrozumiałem, co byłoby dla ciebie najle-