Strona:PL A Daudet Jack.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

lach życia, one nigdy się nie zmieniają. Masz przykład ze mnie: gdyby nie książki, to przy nieszczęściu, jakie miałem, jużby mnie dawno nie było. Spojrzyj na tę skrzynkę. Dobry pakunek — prawda? Nie ręczę, czy je wszystkie teraz zrozomiesz. Lecz to nic nie szkodzi, powinieneś je czytać. Nawet te, których nie zrozumiesz, zostawią ci światło w umyśle. Przyrzeknij mi, że je będziesz czytał.
— Przyrzekam, panie Rivals.
— No... już skrzynka zapakowana. Czy możesz ją zabrać? Nie, zbyt ciężka. Odeślę ci ją jutro. A teraz pożegnajmy się.
I dzielny człowiek, objąwszy głowę chłopca swojemi szerokiemi rękami, pocałował go silnie kilka razy.
— Za mnie i za Cecylię cię całuję — dodał z dobrotliwym uśmiechem, a kiedy Jack zamykał drzwi, usłyszał, jak doktór wyszeptał:
— Biedne! biedne dziecko!...
Tak, samo jak w Vaugirard u Ojców. Tylko dziś Jack wiedział, dla czego się nad nim litują. Nazajutrz z powodu odjazdu panowało w Olszynach wielkie ożywienie.
Układano rzeczy na wózek stojący przed drzwiami. Labassindre w niezwykłem ubraniu, jak gdyby wyjeżdżał za jakąś ekspedycyę, w wysokich kamaszach, w zielonej aksamitnej kamizelce, ze skórzaną torbą przewieszoną przez plecy, uwijał się, śpiewając. Poeta był poważny