Trzeba ją było przenieść na łóżko i dla otrzeźwienia odetkać flakoniki z solami i eterem. Panna Constant wywiązywała się z zadania jak kobieta, która zna podobne przesilenia: chodziła po pokoju, zamykała i otwierała szafy z tą zimną krwią, jaką daje doświadczenie, i z tą miną, która zdawała się mówić: „to przejdzie”.
Tak krzątając się, mówiła do siebie: Co za pomysł prowadzić dziecko do Ojców... Jak gdyby pensyonat był dla niego, odpowiedni jego pozycyi.... Z pewnością nie przyszłoby do tego, gdyby mnie trochę więcej słuchano.... Dla mnie nie trudno byłoby mu wynaleźć pensyonat i do tego dobry pensyonat.....
Jack, przerażony widokiem matki w tym stanie, zbliżył się do łóżka i patrzył na nią bojaźliwie, przepraszając z głębi serca za zmartwienie, którego stał się powodem.
— Odejdźże ztąd, panie Jack.... Matka już zdrowa.... muszę ją ubrać.
— Jakto! moja Constant, więc ty chcesz, ażebym szła na ten bal?... Ja wcale nie mam ochoty do zabawy.
— Ba, daj pani pokój, ja panią znam, za pięć minut wszystko przeminie.... Niechno się pani popatrzy na ten piękny kostium, na te różowe pończochy jedwabne, na ten kapelusik z grelotkami. — Wzięła kostium, rozłożyła go, błyskając i trzęsąc świecidłami, którym Ida oprzeć się nie mogła.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/29
Ta strona została skorygowana.