nie, jak gdyby wyspa była ogromnym parowcem, który, stojąc na kotwicy, poruszał kołami i działał nieruchomy.
W miarę zbliżania się łódki, zwolna, gdyż rzeka była duża i trudna do przebycia, Jack zaczął odróżniać długie budynki z nizkiemi dachami i poczerwienionemi ścianami, rozciągające się płasko- i jednostajnie ze wszystkich stron, potem nad brzegiem rzeki, jak tylko można było okiem dojrzeć, rzędy ogromnych pomalowanych kotłów, których czerwoność sprawiała fantastyczny efekt. Statki rządowe do przewożenia ciężarów, parowe szalupy, ustawione w przystani — oczekiwały na te kotły, które na nie wkładano za pomocą wielkiej windy, wyglądającej na olbrzymią szubienicę.
U stóp tej szubienicy, stał jakiś człowiek i przyglądał się nadpływającej barce.
— To Roudic, — rzekł śpiewak — i z całej głębi swoich piersi ryknął: hura! hura! które zagłuszyło nawet szum warsztatów kotlarskich.
— To ty?
— Tak do licha! to ja... Czy jest na całym świecie głos równy mojemu?
Barka przybiła do lądu. Obaj bracia rzucili się sobie w objęcia i uścisnęli mocno.
Byli do siebie podobni, tylko Roudic o wiele starszy, brak mu było tej tuszy, której przez śpiew i ułożenie tak prędko nabierają aktorzy. Nie nosił rozczochranej brody, jak jego brat, był wygolony, smagławy. Niebieska i wypłowiała
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/297
Ta strona została skorygowana.