Strona:PL A Daudet Jack.djvu/305

Ta strona została skorygowana.

się po dużem rzemieślniczem mieście lub przeprawiającego się na drugą stronę rzeki w długich barkach, wyładowanych, czynnych, licznych jak dla przejścia armii.
Gdy wieczór zapadł, ustawał ruch niknących mrówek. Zachodziło słońce. Wiatr odświeżał powietrze, kołysząc topolami jak palmami; wspaniały był widok pracowitej wyspy udającej się także na spoczynek, udzielony naturze na jedną noc. W miarę jak niknął dym, mnóstwo zieloności ukazywało się między zabudowaniami fabryki. Słychać było fale odbijające się o brzegi rzeki; jaskółki piszcząc muskały wodę skrzydłami i krążyły około ogromnych kotłów, leżących w przystani. Dom Roudica był pierwszy w rzędzie nowych budynków, postawionych szeregiem jak koszary, przy szerokiej ulicy po za pałacem. Młodziutka kobieta stała na progu drzwi o kilku schodkach, słuchając z pochyloną głową jakiegoś drągala opartego o mur i mówiącego z wielkiem ożywieniem. Jack myślał, że to była córka Roudica, lecz usłyszał, jak ten rzekł do śpiewaka:
— Patrz, moja żona prawi kazanie swojemu synowcowi.
Wtedy malec przypomniał sobie, co mu Labassindre mówił w drodze, że jego brat przed kilku laty powtórnie się ożenił. Kobieta była młoda, dość ładna, wysoka i szczupła, miała wyraz twarzy łagodny, ale zarazem zdradzała jakąś wątłość, zaniedbanie, z tą pochyloną postawą, którą