pewnym kobietom nadaje ciężar zbyt obfitych włosów. Wbrew bretońskiej modzie, stała z gołą głową; w jedwabnej lekkiej spódniczce, w czarnym fartuszku wyglądała raczej na żonę urzędnika niż na wieśniaczkę lub rzemieślniczkę.
— A co?... prawda że ładna? rzekł Roudic, zatrzymawszy się o kilka kroków, trącając brata cały promieniejący dumą.
— Powinszować ci mój drogi, po za mąż pójściu jeszcze wypiękniała.
Ale rozmawiający tak byli zajęci sobą, że niczego nie widzieli i nie słyszeli.
Wtedy śpiewak, zrobiwszy okrągły giest zaintonował na środku ulicy donośnym głosem:
Witaj przybytku czystości,
W którym odgaduję obecność....
— Wuj rzekł obracając się ten, którego nazywano Nantais.
Nastąpiła chwila zamiany uścisków. Przedstawiono ucznia, którego Nantais zmierzył pogardliwie, lecz pani Roudic przemówiła łagodnie:
— Spodziewam się, że ci u nas będzie dobrze, moje dziecko.
Po czem wszyscy weszli.
Za domem stał nakryty stół w ogrodzie, wyschniętym, spalonym, napełnionym jarzynami i nasiennemi kwiatami. Podobne ogrody oddzielone od siebie sztachetkami ciągnęły się wzdłuż małej Loiry, nad brzegami której leżała bielizna, schły