Strona:PL A Daudet Jack.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

Po raz pierwszy w życiu zatrwożyło go osamotnienie, w którem przecie znajdował się prawie co wieczór.
Ile razy pani de Barancy nie była w domu na obiedzie, Jack pozostawał na opiece panny Constant.
— Ona z tobą jeść będzie, mawiała matka do Jacka.
Kładziono dwa tylko nakrycia w jadalni, która wtedy zdawała się Jackowi bardzo dużą; ale najczęściej Constant, którą to sam na sam wcale nie bawiło, znosiła nakrycie do kuchni i jadła z nim obiad w towarzystwie służących.
Była to prawdziwa biesiada.
Obfitość poplamionego tłustością stołu i swawolna wesołość biesiadników tworzyły prawdziwą kałużę. Przewodniczyła naturalnie totumfacka, która dla rozweselenia towarzystwa opowiadała o awanturach swej pani w tak osłoniętych jednak wyrazach, ażeby one nie raziły malca.
Tego wieczora rozprawiano szeroko w suterynie o powodach nieprzyjęcia Jacka w Vaugirard. Augustyn, stangret, dowodził, iż lepiej się stało, gdyż ludzie ci zrobiliby z dziecka jezuitę i świętoszka.
Panna Constant protestowała przeciwko tym słowom. Wprawdzie nie spełniała ona przepisów swej religii, lecz nie pozwalała jej ubliżać. Wtedy rozmowa zmieniła obrot ku wielkiemu zdziwieniu Jacka, który słuchając pilnie, spodziewał się cią-