bardziej odbijała się w pospolitem kółku obecnego otoczenia.
Lebescam osądził, że Jack wygląda za zbyt zniewieściale.
— To zmęczenie podróży i pańskie ubranie robi go takim, — zauważył poczciwy Roudic; a zwróciwszy się do żony, rzekł:
— Klaro, trzeba mu poszukać bluzy.... Wiesz co, moja żono — zaprowadź go do jego pokoju. Ten malec jest bardzo śpiący, a jutro musi wstać o piątej. Słuchaj, mój mały, o piątej punkt przyjdę cię obudzić.
— Dobrze, panie Roudic.
Lecz przed odejściem musiał jeszcze wycierpieć pożegnanie Labassindra, który chciał specyalnie wypić za zdrowie Jacka.
— Za twoje zdrowie, mój stary Jacku, za zdrowie rzemieślnika! Ja wam mówię, moje dzieci, że w dniu, w którym zechcecie, będziecie władcami świata.
— O, władzcami świata, to za wiele — rzekł z uśmiechem Roudic. Gdyby można chociaż mieć na stare lata domeczek i kawałek ziemi zabezpieczony od morza, więcejby człowiek nie chciał.
Podczas tej dysputy obie kobiety odprowadziły Jacka do domu. Dom był niewielki; dół składały dwa pokoje, z których jeden nazywał się „salonem”, ozdobionym fotelem i kilkoma dużemi muszlami na kominku. Na górze ten sam rozkład. Ściany bez obicia, tylko wapnem pobielone, duże
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/312
Ta strona została skorygowana.