Strona:PL A Daudet Jack.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

łóżka za kotarami ze starej perskiej materyi w kwiaty różowe i blado-niebieskie, przybranemi frendzlą. W pokoju Zenaidy łóżko było we framudze muru, według dawnego bretońskiego zwyczaju. Dębowa rzeźbiona kuta szafa, obrazy świętych zawieszone wszędzie z rozmaitemi różańcami, z kości słoniowej, z muszli — stanowiły całe umeblowanie. W kącie parawan w duże kwiaty osłaniał drabinę, idącą na strych dla ucznia, formojący małe, ruchome i trzęsące się piętro.
— Oto mój sypialny pokój — rzekła Zenaida. Ty mój chłopcze, będziesz mieszkał na górce, akurat nad moją głową. Lecz nie kłopocz się, możesz chodzić, tańczyć, ja śpię twardo.
Zapalono mu dużą latarnię. Powiedziawszy dobranoc, wdrapał się na swój stryszek, do małej ciupy, w której słońce tak operowało, że nawet teraz w nocy ściany były rozpalone, a powietrze duszące. Wązkie, jak tabakierka okno, zachęcające bezustannie, ażeby przezeń wpuścić nieco świeżego powietrza, otwierało się na dach. Zapewne, sypialnia Moronvala przygotowała starego Jacka do najdziwniejszych pomieszczeń, lecz tam przynajmniej znosił nędzę w towarzystwie. Tu nie było Madu — biednego Madu! — nie było nikogo. Tu była prawdziwa samotność poddasza, z oknem na niebo tylko zwróconem, w którego błękicie ginęło jak łódka na pełnem morzu.
Jack przyglądał się nizkiemu sufitowi, o który głową uderzył, obrazowi Epinala przybitemu do