Strona:PL A Daudet Jack.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

Jack czuł się w nieznanym mu świecie, w którym brakło mu wszystkich środków powodzenia.
Lękał się, odgadując, że go od tych ludzi dzielą wielkie odległości, zburzone mosty i nieprzebyte przepaści. Jedyna myśl o matce podtrzymywała go i dodawała siły.
Matka!
Myśląc o niej, patrzył na niebo zasiane gwiazdami, na te tysiączne złote centki, odbijające się w błękitnej kwadratowej szybie. Nagle w domku, w którym nakoniec zapanował sen i milczenie, usłyszał Jack niedaleko siebie ciężkie, drżące jeszeze od niedawno wylanych łez westchnienie; poznał panią Roudic, która płakała, siedząc w swojem oknie. Nietylko więc on jeden zmartwiony czuwał podczas tej pięknej nocy.

II.
Kleszcze.

Pośrodku ogromnej kuźni, okazałej jak świątynia i oświeconej z góry, w której cień po kątach rozjaśnia się nagłemi blaskami, stoi wielki kawał żelaza przymocowany do ziemi, otwierający się ciągle jak żarłoczna paszcza; nieustannie ruchoma chwyta i ściska rozpalony metal, który kują młotem śród deszczu iskier. Są to — kleszcze.