Strona:PL A Daudet Jack.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

Gdy uczeń rozpoczyna swoją naukę, naprzód stawiają go przy kleszczach. Tu obracając ciężką śrubę, na co potrzeba większej aniżeli dziecięca siły, obznajmia się z narzędziami warsztatu, zużyciem i obrabianiem żelaza.
Jack przy kleszczach! Przez dziesięć lat nie znalazłbym wyrazu, którymby można określić przerażenie, duszność, okropne męki Jacka, jakie mu sprawiało całe otoczenie.
Przedewszystkiem przeraźliwy, ogłuszający stuk trzystu razem na kowadło spadających młotów, świst rzemieni, warczenie bloków, wreszcie, cały wrzask pracującego ludu, trzystu zasapanych i obnażonych piersi, które pobudzają cię, wydają okrzyki, niemające w sobie nic ludzkiego, w upojeniu siły, pod którą zdaje się trzeszczą muskuły i ginie oddech! Dalej znów wagony z rozpalonym metalem, które toczą się po relsach, poruszanie miechów naokoło kuźni, które dmuchają ogniem na ogień, podsycają płomień ludzkim żarem. Wszystko zgrzyta, trzeszczy, huczy, wyje, szczeka. Zdawało się, że jesteś w jakiejś świątyni dzikich, okrutnych bogów. Po ścianach umieszczone rozmaite narzędzia, niby środki tortur — haki, kleszcze, cęgi. Ciężkie łańcuchy zawieszone u sufitu. Wszystko to twarde, mocne, ogromne, grube; a na końcu warsztatu, w posępnej, prawie religijnej głębi olbrzymi młot, poruszający ciężar trzydziestu tysięcy kilogramów, przesuwał się zwolna pomiędzy dwoma la-