Strona:PL A Daudet Jack.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

uczeń, zamiast ją przytrzymać, potrącił nogą i czapka poleciała dalej. To samo inni zrobili. Powstała wesoła zabawa dla wszystkich, ale nie Jacka, który biegł z całej siły śród szyderstwa i śmiechów, ledwie powstrzymując się od płaczu, gdyż czuł, że w głębi tej wielkiej radości tkwi ku niemu nienawiść. W czasie tego dzwon fabryczny uderzył raz ostatni. Jack musiał zaprzestać pogoni i wrócić się. Był zrozpaczony. Taka czapka dużo kosztuje. Trzebaby pisać do matki po pieniądze. A jak Argenton zobaczy list! Nadewszystko martwiła go otaczająca nienawiść, zdradzająca się w najdrobniejszej rzeczy. Są istoty, które do życia potrzebują tkliwości, tak jak niektóre rośliny ciepła; Jack był jedną z takich istot. Biegnąc, zadawał sobie pytanie z prawdziwą boleścią: Za co? co ja im zrobiłem?
Zadyszany wchodził w otwarte jeszcze drzwi fabryki, kiedy usłyszał po za sobą ciężki chód i zwierzęce sapanie. Jednocześnie ktoś położył mu ciężką rękę na plecach. Odwróciwszy się, spostrzegł Jack jakiegoś rudego potwora, uśmiechającego się tysiącem zmarszczek, który podał mu czapkę. Już drugi raz w Indret spotkał Jack tę uśmiechniętą, znajomą sobie twarz. Gdzie on ją pierwszy raz widział? Ach! prawda na gościńcu do Corbeil, to ten uciekający przed burzą kramarz z pakunkiem kapeluszów na plecach.... Lecz w tej chwili nie miał czasu odświeżać znajomości. Nadzorca wołał, podnosząc chorągiew: