Był to epizod o Francesce di Rimini.
„Nie ma nic przykrzejszego nad wspomnienia w nieszczęściu o dniach szczęśliwych”.
Podczas gdy uczeń czytał, Klara, pochyliwszy głowę, drżała cała. Zenaida zmarszczywszy brwi, wyprostowana siedziała i wyciągała ze złością igłę.
Ta wspaniała poezya, przenikając ciszę tego okropnego rzemieślniczego domu, wydawała się o całe niebo wyższą od niego, od jego wrażeń, zajęć, zwykłego trybu życia; a jednakże poezya ta poruszyła w nich światy myśli, wstrząsała serca, i jakby piorun potężny wydzielała z siebie niebezpieczną elektryczność, pełną fantazyi i dziwaczności.
Łzy płynęły z oczu pani Roudic, gdy słuchała tej miłosnej historyi. Zenaida nie widząc, że macocha płacze, po skończonem czytaniu, pierwsza przemówiła:
— A to zła i bezwstydna kobieta, rzekła z oburzeniem, śmie w ten sposób opowiadać swój występek i jeszcze się nim chlubi.
— Prawda, że była bardzo winną, odpowiedziała Klara, lecz również była bardzo nieszczęśliwa.
— Ona nieszczęśliwa!... Nie mów tego mamo... Możnaby pomyśleć, że żałujesz tej Franceski, która kochała brata swojego męża.
— Tak, moja córko, lecz ona go kochała przed zamążpójściem, i przymuszono ją do wyjścia za człowieka, którego nie lubiła.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/331
Ta strona została skorygowana.