Strona:PL A Daudet Jack.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

łańcuchów, którzy oczekiwali tylko znaku, ażeby potwora w ruch wprowadzić.
— Jesteście, chłopcy? dalej!
Rozległ się świst piszczałki i machina ruszyła po relsach. Jej miedź, bronz, stal — błyszczały w całym swoim ogromie, a koła, walce i wahadła, uderzając o siebie, wydawały metaliczny dźwięk. Jak skończony pomnik, odchodzący od niego rzemieślnicy, ozdobili ją w górze wielkim bukietem zieleni, wieńcząc tę ludzką pracę, jak łaskę, jak uśmiech natury. I podczas gdy ten metalowy kolos posuwał się ociężale, na jego wierzchu zielona kita, kołysząc się za każdym krokiem, szeleściała w powietrzu. Z obydwóch stron tłum tworzył orszak; dyrektor, inspektor, uczniowie, czeladnicy, wszyscy szli bezładnie z utkwionemi oczami w machinę; a niezmordowana piszczałka towarzyszyła jej aż do rzeki, na której dymił się statek parowy w przystani, gotów do drogi.
Postawili ją pod żórawiem, ogromnym parowym żórawiem fabryki w Indret, jednym z najpotężniejszych lewarów w świecie. Dwóch ludzi weszło na pomost, który razem z machiną miał być przeniesiony za pomocą żelaznych łańcuchów, łączących się potwornem ogniwem, ukutem z jednego kawałka. Para gwiżdże, piszczałka podwaja swój cienki, przyspieszony, radosny, zachęcający świst, żóraw pochyla się podobny do długiej szyi ptaka,