Strona:PL A Daudet Jack.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

powszechnie wiedziano o ich stosunku, rozmawiano otwarcie i kiedy Klara przechodziła przez szeroką drogę do brzegów rzeki, w czasie pracy, śród hałasu fabryki, której podniesiona flaga ubezpieczała ją przed mężem, dostrzegała uśmiechy w oczach mężczyzn, urzędników lub dozorców, jakąś poufałość w sposobie ich ukłonu. W otwartych domach po za firankami, podniesionemi dla gospodarskich zajęć, szycia lub prasowania, odgadywała nieprzyjazne sobie twarze, śledzące ją oczy. Przechodząc około drzwi, słyszała jak szeptano:
— Idzie.... Idzie....
A więc tak szła. To było nad jej siły, nie mogła się powstrzymać. Szła pod chłostą wzgardy, umierała ze wstydu i obawy, ze spuszczonemi oczami, z potem na skroniach, z rozpalonem czołem, którego nie odświeżał nawet świeży wiatr od Loary — ale szła. Obojętni są czasami okropni.
Jack wiedział o wszystkiem. Minął czas, kiedy obaj z Madu łamali sobie głowę nad tem; co znaczy kokotka. Warsztat otwiera bardzo prędko oczy dzieciom; a nawet je psuje. Rzemieślnicy nie krępują się i nazywają rzeczy po nazwisku. Dla odróżnienia braci Roudiców, mówili: Roudic śpiewak, i Roudic..... I śmieli się; gdyż między ludem ten rodzaj hańby śmiech wzbudza. Tak każe stara krew gallijska.
Jack się nie śmiał. Żałował biednego tak naiwnego, kochającego i zaślepionego męża. Żałował