czekał wyjścia robotników z warsztatów i oddał list Jackowi z tajemniczą miną:
— To do pani Roudic.... Cyt!.. Do jej własnych rąk.
Na niebieskiej kopercie, zapieczętowanej lakiem, Jack poznał pismo Nantaisa. Zapewnie w oberży oczekiwał na nią.
— Nie, dalibóg! — rzekł, odpychając list, nie podejmuję się takiego posłannictwa, a nawet na pana miejscu wołałbym sprzedawać kapelusze, niż trudnić się podobnym frymarczeniem.
Belizaryusz patrzał na niego osłupiały.
— Wiadomo panu doskonale, co zawierają te listy — odparł Jack. Wiesz pan jak ja, jak i wszyscy. I myślisz, że ze strony pana ładnie jest pomagać do oszukiwania poczciwego człowieka.
Ziemista twarz kramarza zalała się purpurą.
— Źle się wyraziłeś panie Jack. Nikogo nigdy nie oszukałem, a każdy, kto tylko znał Belizaryusza, może panu o tem zaświadczyć. Dają mi papiery i ja je noszę — prawda? To są moje dochodziki, a ponieważ rodzina nasza jest tak liczna, nie mogę tych dochodów odrzucać.... Pomyślno tylko! Mam starego ojca, który nie może już pracować, dzieci trzeba wychowywać, mąż siostry chory. Prawda, że to wszystko dość uciążliwe! A pieniądze bardzo trudno zarobić.... Kiedy pomyślę, że od czasu, jak za tem biegam, nie mogę sobie nawet kupić pary trzewików podług mojej miary i włóczę się w tych, które mi sprawiają
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/354
Ta strona została skorygowana.