mawiały swoim językiem, gdyż i oczy mówią, kiedy są zadowolone:
— Zenaida wychodzi za mąż.
Jej oczy nie tylko to mówiły, ale wołały:
— Zenaida wychodzi zamąż!... Zenaida ma narzeczonego!
Dalibóg miała ładnego narzeczonego, zgrabnego wachmistrza ze straży celnej, w zielonym mundurze, z wąsami dodającemi mu wojowniczej miny, w czapce z galonem włożonej na bakier. W całym, jakkolwiek dużym, porcie Nantes, w którym nie brakuje celników, nie było drugiego podobnego Manginowi. Był tylko jeden i ten dostał się Zenaidzie. Prawda, że ją dużo kosztował; albo raczej dużo kosztował ojca Roudica: siedm tysięcy franków w złocie i w papierach, które poczciwiec zbierał po su przez dwadzieścia lat. Siedm tysięcy franków! Na mniej nie chciał wachmistrz przystać. Pod tym tylko warunkiem znajdywał u Zenaidy rysy regularne, figurę szczuplejszą i dał jej pierwszeństwo przed dziewczętami z Nantes, pięknemi roznosicielkami z Noirmoutiers i z Bourg-de-Batz, które nosząc sól przez komorę, skrzętnie starały mu się przypodobać. Ojciec Roudic uważał wymagania za zbyt uciążliwe. Pochłaniały mu one całą jego oszczędność. A jeśli umrze, co się stanie z Klarą? A jeżeli będzie miał dzieci? Lecz żona Roudica okazała się tutaj bardzo hojną.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/356
Ta strona została skorygowana.