Strona:PL A Daudet Jack.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

mu myślą całą drogę.... Już doszedł do brzegu.... Woła przewoźników.... Wsiada na statek....
— Musi być zimno na Loarze! — zakończyła głośno swoje myśli.
— Ach! tak, bardzo zimno.... odpowiedziała macocha z dreszczem; lecz ona nie kłopotała się o pięknego wachmistrza.
Wybiła dziesiąta. Klara powstała szybko, ruchem takim, jakim się pozbywa natrętów:
— Pójdziemy spać.
Potem, spostrzegłszy, że uczeń szedł do drzwi, aby je jak zwykle wieczorem zamknąć na klucz, pośpiesznie zatrzymała go.
— Już, już zamknięte. Chodźmy na górę.
Lecz Zenaida ciągle mówiła o swoim Manginie.
— Jak ci się podobają Jacku blond wąsy? Ileż to się płaci na komorze za ziarno ole... olej wydające?
Jack nie pamiętał. Trzeba się zapytać pana Mangina. Ta kwestya taryf to bardzo zajmująca!
— Czy wy pójdziecie spać, czy nie? — pytała pani Roudic, — niby się śmiejąc; lecz wszystkie nerwy jej drżały. Przecież skończyło się. Weszli wszyscy troje na małe schodki.
— Dobranoc wam — rzekła macocha, wchodząc do swego pokoju. Upadam ze snu.
Oczy jej jednak błyszczały. Jack stanął już nogą na drabinie do swego poddasza; lecz tegoż wieczora pokój Zenaidy tak był zapełniony po-