Wyjęła klucz ze stojącej na komodzie filiżanki, otworzyła szufladę, dostała drugi karbowany staroświecki klucz od dębowej szafy, która od stu lat pozostawała w rodzinie. Gdy Zenaida otworzyła drzwi, czuć było przyjemny zapach czystej bielizny. Jack podziwiał ogromne stosy prześcieradeł, które pierwsza pani Roudic przędła, masy poukładanej, pofałdowanej zgrabnemi bretońskiemi rękami bielizny.
— Jest tu tego dosyć!... mówiła Zenaida tryumfująco.
Nigdy Jack u swej matki nie widział tyle i w takim porządku ułożonej bielizny, chociaż szafa za szkłem zapełniona była haftem i koronkami.
— Lecz to jeszcze nie najpiękniejsze, mój kochany Jacku. Patrz-no tutaj.
I podniósłszy ciężki stos spódnic, pokazała mu szkatułkę, pogrążoną w tem białem płótnie.
— Czy wiesz, co tu jest?... Mój posag.
Powiedziała to z dumą.
— Mój drogi posag, mój ładny mały posag, przez który za dwa tygodnie zostanę panią Mangin. Tu są pieniądze, monety różne, białe, żółte. A co! prawda, że papa Roudic uczynił mnie bogatą! To wszystko dla mnie, dla mojego małego Mangin. Och! kiedy pomyślę, mam chęć odrazu śmiać się, płakać i tańczyć.
W porywie komicznej radości tłusta dziewczyna ujęła z boków spódniczkę i zaczęła ciężko wyskakiwać przed dobroczynną szkatułką, która
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/366
Ta strona została skorygowana.