Jak gdyby już nie jemu, lecz sobie odpowiadała, na myśl pokusy, kryjącej się pod oporem. Wtedy on podwoił czułości, błagania; ona odsuwała się od niego, uniknąć chciała jego pocałunków, pieszczot, namiętnych objęć, które zwykle usypiały wyrzuty sumienia słabej istoty.
— Och! nie, proszę cię, nie myśl już o tem. Poszukajmy innego sposobu.
— Powiadam ci, że niema innego.
— Jest, słuchaj. Mam w Chateaubriand bogatą, bardzo bogatą przyjaciółkę, córkę poborcy. Byłam z nią razem na pensyi w klasztorze. Jeżeli chcesz, napiszę do niej. Poproszę ją o sześć tysięcy franków dla mnie.
Wszystko mówiła, co tylko jej przyszło do głowy, ażeby uniknąć natrętnej prośby. Domyślił się tego i wstrząsał głową:
— To niepodobieństwo — rzekł — mnie potrzeba pieniędzy jutro.
— A wiesz co? Idź do dyrektora. On bardzo dobry człowiek, lubi cię. Może być....
— On? Dajże pokój! Wypędzi mnie z fabryki — tylebym skorzystał. Kiedy jednak pomyślę, że to byłaby rzecz tak prosta.... Za dwa dni, za dwa dni włożę napowrót pieniądze.
— Ach! tak mówisz....
— Jeżeli mówię, to wiem na pewno. Jakże mam ci się zakląć?
Widząc, że jej nie pokona, że w końcu upornie zamilkła, czego chwytają się słabe istoty
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/369
Ta strona została skorygowana.