Strona:PL A Daudet Jack.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

i którego wszyscy w domu pieścili. Ona wraz z nim biedna płakała, lecz nie chciała ustąpić. Płacząc, powtarzała:
— Nie... to niepodobna. Czepiała się tych samych wyrazów, jak tonący rozbitego statku skurczonemi rękami. Powstał nagle:
— Nie chcesz?... A więc dobrze. Wiem, co mi pozostaje zrobić. Bądź zdrowa Klaro. Nie przeżyję mojej hańby.
Spodziewał się okrzyku, wybuchu.
Nie.
Ona wprost podeszła do niego:
— Chcesz umrzeć. I ja także. Sprzykrzyło mi się już to występne, kłamliwe życie, gdzie miłość zmuszona się ukrywać, kryje się tak dobrze, że jej znaleźć nie można. Więc chodźmy!
On ją powstrzymał:
— Jakto! tybyś chciała.... Co za szaleństwo! Do czego to podobne?
Przywiedziony był do ostateczności argumentami, oporem, wzburzony tajemnym gniewem za ten nagły bunt przeciwko jego woli. Szał występku ogarnął mu rozum.
— Ach! to głupota — rzekł i popędził ku schodom.
Klara go wyprzedziła, stanęła na pierwszym schodzie:
— Gdzie idziesz?
— Puść mnie... puść... Muszę... wyjąkał.