Była godzina szósta rano.
I Na ulicach Indret było jeszcze zupełnie ciemno. Gdzieniegdzie w oknach piekarzów, w handlach win przebijało się słabe światło, wyglądające przez mgłę, jakby przez zatłuszczony papier. W jednej z karczem przy piecu siedział siostrzeniec Roudica z uczniem. Rozmawiali popijając.
— No, Jack jeszcze kieliszek.
— Nie, dziękuję panu. Nie przyzwyczajony jestem pić. Obawiam się, bo i to może mi zaszkodzić.
Nantais się rozśmiał:
— Dajno pokój! Taki paryżanin jak ty.... żartujesz.... Hej! chłopiec, dwa kieliszki białej, tylko prędko.
Uczeń nie śmiał odmówić. Względy, jakich doznawał od takiego ładnego człowieka, pochlebiały mu. Dumny, zwykle pogardliwy rysownik, który przez półtora roku nie przemówił do niego trzech słów, spotkawszy go tego ranka przypadkiem w Indret, zrobił mu zaszczyt, zbliżył się do niego jak kolega, zaprowadził do szynku i częstował trzema kieliszeczkami różnego koloru. Wydało się to Jackowi tak nadzwyczajnem, że z początku wzbudzało w nim podejrzenie. Nan-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/373
Ta strona została skorygowana.
V.
Pijaństwo.