Strona:PL A Daudet Jack.djvu/374

Ta strona została skorygowana.

tais miał jakąś szczególną minę, wypytywał go uporczywie:
— U Roudiców nie zaszło nic nowego?... Na prawdę, nic nowego?
Uczeń myślał sobie:
— Może sądzisz, że ja się podejmę twoich komisów jak Belizaryusz....
Lecz to złe wrażenie nie trwało długo. Po wypiciu drugiej kolei białej, Jack czuł się swobodniejszym, pewniejszym. Pomimo wszystkiego, Nantais nie wydawał się tak złym; raczej byłto człowiek nieszczęśliwy, namiętnościami obłąkany. Kto wie? Może mu brak było życzliwie wyciągniętej ręki, przyjacielskiej rady, którejby usłuchał, zaprzestał grać i uszanował dom swego wuja.
Po trzeciej kolei, Jack nagle się rozczulił, oświadczył Nantaisowi swoją przyjaźń, który ją przyjął z wdzięcznością. Zostawszy jego przyjacielem, Jack sądził, iż może mu udzielić kilka rad:
— Chcesz panie Nantais, ażebym ci cóś powiedział?... Oto posłuchaj mnie.... nie graj więcej w karty.
Strzał był trafny i musiał ugodzić, bo rysownikowi skurczyły się usta nerwowo (zapewne ze wzruszenia); raptownie połknął kieliszek wódki. Jack widząc sprawione wrażenie, nie poprzestał na tem.
— A dalej, jeszcze jedną rzecz panu powiem....