Strona:PL A Daudet Jack.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

pleśniały, bezładny widok zniszczenia, jaki występuje po świeżym wylewie lub nad brzegami eszcze nieocembrowanego kanału.
Zuchwała tutumfacka szła odważnie, w jednej ręce niosąc parasol, drugą prowadząc chłopca.
Przed dwunastym domem zatrzymali się.
Było to na samym końcu przesmyku, w miejscu gdzie on się jeszcze bardziej zwężał między dwoma wysokiemi murami, przytykając do ulicy Marboeuf. Kilka suchych i czarnych gałęzi chwiało się nad zielonemi, wyblakłemi drzwiami.
Pewna czystość zapowiadała sąsiedztwo arystokratycznego zakładu. Muszle ostryg, skorupy naczyń, stare puszki po sardynkach, próżne i pogniecione, usunięto starannie od zielonej, massywnej, mocnej i podejrzliwej bramy, jak gdyby ona zamykała wejście do więzienia lub klasztoru.
Głębokie milczenie, które zdawało się z zewnątrz ogród gimnazyum i jego zabudowania czynić jeszcze bardziej pustemi, przerwała nagle panna Constant, targnąwszy silnie za dzwonek.
Dźwięk ten zmroził Jackowi serce. W ogrodzie zgromadzone na jednem drzewie wróble instynktem stada, który odzywa się w nich zimą, kiedy ziarno jest rzadkie, sfrunęły spłoszone na dach sąsiedniego domu.
Nikt jednak nie otwierał; tylko po za ciężkiemi drzwiami słychać było szept, a w małej zakratowanej furtce pokazała się twarz czarna, z ob-