Gaskończykiem był rzemieślnik z Indret, w wigilię wypędzony za pijaństwo. Blizko niego, przy tym samym stole siedział majtek, a raczej nowicyusz szesnasto lub siedemnastoletni, którego twarz bez zarostu, a już zwiędła, wątła, zapadła, wydobywała się z szerokiego niebieskiego kołnierza z bezwstydną zuchwałością. Jack złączył się z tem przyjemnem towarzystwem.
— Odpływasz także, mój stary, rzekł Gaskończyk z tą czeladniczą poufałością, która łączy z sobą lichych rzemieślników.... Jakto dobrze! Może napijemy się razem.
Jack przystał. Nastąpił między nimi wylew grzeczności i butelek rozmaitych kolorów. Najbardziej Jackowi podobał się nowicyusz w swojem ubraniu, w którem wyglądał tak zuchowato i po zawadyacku! Przytem taki był pewny siebie; śmiały, niebojący się ani Boga, ani żandarmów. W tak młodym wieku dwa razy odbył podróż naokoło świata, i tak rozpowiadał o Jawańczykach i Jawie, jakby to było na drugiej stronie Loary. Och! z jaką chęcią zmieniłby Jack swoją trykotową kamizelkę, opończę i czapkę na kapelusz ceratowy, zawadyacko otaczający ostrzyżoną głowę nowicyusza, na nieobcisły pas niebieski, wypłowiały od słońca i morskiej wody. To mi rzemiosło pełne przygód, niebezpieczeństw i przestrzeni! Marynarz jednak się uskarżał.
— Zbyt wiele rosołu na tak mało mięsa.... powtarzał ciągle.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/381
Ta strona została skorygowana.