szklankę, która mu drżała w ręce i butelkę, z której starał się koniecznie wysączyć ostatnie krople:
— No, sternik, szklankę wina....
Sternik zrobił znak, że niema pragnienia.
— Dajże pokój temu staremu Lascarowi — szepnął nowicyusz do swego przyjaciela, nie pamiętasz, że nie miał chęci nas przewieźć.... Dopiero żona go namówiła.... Zauważał, że masz dużo pieniędzy, że to nie jest naturalnem.
Jakto! myślicie, że Jack pozwoli uważać się za złodzieja!.... Przekonacie się, że będzie miał pieniędzy tyle, ile zechce. Tylko napisze do.... Na szczęście przypomniał sobie w nieładzie myśli zakaz matki co do stu franków, powiedział więc, że to są pieniądze z oszczędności, że za nie kupi sobie ubranie i mały prezent dla Ze.... Ze... Zenaidy!
Mówił, mówił.... lecz nikt go nie słuchał. Majtek i Gaskończyk kłócili się. Jeden chciał wysiąść w Chatenay, na dużem przedmieściu Nantes, rozciągającem się nad brzegiem rzeki, opustoszałem, fabrycznem i ponurem, z szopami i małemi domkami lub biednemi ogrodami, które deszcz i dym poczernił. Drugi chciał dojechać aż do Nantes i przy wzmagającej się sprzeczce odgrażali sobie rozbić głowę butelką, rozpruć brzuch nożem lub poprostu odciąć głowę i obejrzeć, co wewnątrz niej się znajduje.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/386
Ta strona została skorygowana.