Strona:PL A Daudet Jack.djvu/388

Ta strona została skorygowana.

statków, czerwonych lub brunatnych. Na przodzie okrętów, pod masztami, blade, wysmukłe, w opończach postacie wchodziły i schodziły przy ruchu bałwanów, czasem oblane strumieniami wody, wyglądały, jakby miały chęć płakać ze zmęczenia i nudów. Przynajmniej tak sobie Jack wyobrażał. Przy tem zacieśnionem podmurowanem wybrzeżu, pod nizkiem niebem, które o tyle pozwalało wzrokowi daleko sięgać, o ile mu wznieść przeszkadzało, okręty sprawiały wrażenie więźniów, a wypisane na flagach nazwy zdawały się dopominać słońca, przestrzeni, złocistych przystani zamorskich krajów.
Jack pomyślał o Madu, o jego ucieczce w morskim porcie, o ukrywaniu się na dnie okrętu, pomiędzy węglami, towarami, bagażami. Lecz i ta myśl przebiegła wraz z innemi szybko i przepadła śród krzyku majtków ciągnących liny, ze zgrzytem bloków u góry masztów, uderzeniami młotów robotniczych przy budowie.
Nagle Jack znikł ze statku. Jakto się stało? Którędy wysiadł? W snach bywają przerwy; a Jack znajdował się w niespokojnym śnie. Dwaj jego towarzysze szli z nim przez rozległe wybrzeże, ciągnące się kamienistym gościńcem, zapełnionym rozmaitego rodzaju nakładanemi i wyjmowanemi towarami, przedstawiającemi na każdym kroku trudne do przebycia przeszkody. Potykali się o paki z bawełną, poślizgiwali się na kupach zboża, rozbijali się o kanty skrzyń,