Strona:PL A Daudet Jack.djvu/394

Ta strona została skorygowana.

mniej siłą woli. Belizaryusz prowadzi go i łaje. Dokąd idą? gdzie się znajdują? Puste i oświetlone wybrzeże... Przystań... Jest ławka, można się na niej wyciągnąć....
Cóż to? Co się stało? Czego chcą od niego? Budzą, wstrząsają, potrącają, jacyś ludzie mówią do niego bardzo głośno. Ręce mu schwyciły jakieś żelazne łapy. Związano mu je powrozami. Nawet nie ma odwagi opierać się, gdyż teraz sen owładnął nim zupełnie. Naprzód śpi w czemś podobnem do wagonu, potem w łódce, gdzie bardzo zimno, lecz pomimo tego chrapi, zatoczony w głąb, niezdolny się poruszyć. Jeszcze go budzą, niosą, ciągną, popychają. Jakiejże doznaje ulgi, kiedy po bezlicznych wędrówkach, szalonym lunatyzmie, uczuł się powalonym na słomie i mógł wyspać się do syta, zabezpieczony od światła i szumu mocnemi drzwiami o dwóch ogromnych i zgrzytających ryglach.

VI.
Niepomyślna wiadomość.

Z rana zbudzony hałasem nad głową, zerwał się Jack na równe nogi.
Och! jakież to przykre przebudzenie po upiciu się! Palące pragnienie, dreszcze, znużenie we wszystkich członkach, jak gdyby ciało tkwiło