Strona:PL A Daudet Jack.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

Jeden z nadzorców, dawny żandarm, człowiek przezorny i pewny, zbliżył się do swego zwierzchnika i rzekł mu z cicha:
— Zdaje mi się panie dyrektorze, że jeżeli pan chcesz czegokolwiek dowiedzieć się od tego dziecka, trzeba ich osobno wsadzić. Uważałem, że była chwila, w której byłby wszystko powiedział; kramarz mu zabronił, dając różne znaki.
— Masz racyę. Trzeba ich wsadzić oddzielnie.
Odosobniono ich. Jacka samego zaprowadzono do wieżowej baszty. Wychodząc, widział ogłupioną, przerażoną twarz Belizaryusza z kajdanami na rękach. Myśl o tym biedaku, również nieszczęśliwym, a jeszcze mniej od niego winnym, powiększała jego męczarnie.
Jakże dzień wydał mu się długim!
Naprzód próbował zasnąć, wsadził głowę w słomę, ażeby uniknąć rozpaczy, która go ogarniała. Lecz pomyślawszy, iż wszyscy mieli go za przestępcę, że swojem hańbiącem wczorajszem postępowaniem sam ściągnął na siebie podejrzenie, wstrząsał się gwałtownie.... Jak dowieść swojej niewinności? Pokazać list matki i przekonać, że wydane pieniądze od niej pochodzą. A jak się dowie Argenton!... Lecz brak rozwagi, który w młodych umysłach drobne stawia powody przed większemi, zmusił go do porzucenia tego zbawiennego środka. Przedstawił sobie straszną scenę w Olszynach, zapłakaną matkę.... Jakże więc się usprawiedliwić? Znużony jeszcze po wczoraj-