Strona:PL A Daudet Jack.djvu/416

Ta strona została skorygowana.

cu zdecydował się go otworzyć, zbladł ze wzruszenia, oczy zapłonęły mu złośliwym tryumfem.
— Byłem tego pewny!
Wreszcie co do postawionego żądania zwrotu sumy wybełkotał mnóstwo wymysłów i z miną rozdzierającą serce podał list Karolinie.
Po tylu innych, jakiż to był okropny dla niej cios! Zraniona w swojej macierzyńskiej dumie wobec poety, zraniona w swojej czułości, biedna doznała tem straszniejszych wyrzutów sumienia.
— To twoja wina — wołał na nią ten ostry głos, który jest wyższym po nad wszelkie sofizmata i rozumowania ludzkie.... to twoja wina. Dla czego opuściłaś go?
Teraz trzeba go ratować, ratować wszelkiemi sposobami. Lecz cóż zrobić? Zkąd wziąść pieniędzy? Ona ich nie miała. Kilka tysięcy franków za sprzedane ruchomości, za wypadkowe gniazdo ozdobione bogactwem i drobiazgami, prędko się rozbiegły. „Dobry przyjaciel” na odjezdnem chciał jej dać prezent na pamiątkę; lecz odmówiła przez dumę dla Argentona. Nic więc nie miała. Zaledwie kilka klenojcików, które mogły stanowić zaledwie część żądanej sumy. Nie pomyślała nawet prosić poety. Zbyt dobrze go znała. Naprzód nienawidził dziecka; a przytem był skąpy. Jak prawdziwy Auvergne’ak lubił grosze, uczuwał chłopski szacunek dla umieszczonych u notaryusza pieniędzy. Zresztą, nie był bardzo bogaty, Olszyny kosztowały dużo, opłata od dochodów