— Och! gdybyś ty chciał — rzekła spuszczając głowę.
Myśłał, że to już żądanie pieniędzy; to go rozgniewało.
— A tak, gdybym chciał! Spodziewałem się tego.... Wszak wiesz najlepiej, ile się tu wydaje, ile kłopotów mnie otacza. Czy nie dosyć, że tego łotra przez dwa lata utrzymywałem? Mam jeszcze opłacać jego kradzież? Sześć tysięcy franków! Zkądże je wezmę?
— Och! wiem.... ależ ja nie myślałam o tobie.
— Nie o mnie! O kimże więc?
Zmięszana, ze spuszczoną głową, wymieniła człowieka, z którym tak długo żyła „dobrego przyjaciela” Jacka, tego którego ona nazywała „starym przyjacielem”. Nazwisko to wymówiła ze drżeniem, oczekując wybuchu zazdrości ze strony poety na to wspomnienie. Nie. Usłyszawszy o „dobrym przyjacielu”, zaczerwienił się tylko trochę. I on także o nim myślał.
A wreszcie, dawny protektor Idy, jak i dziecko, stanowił część przeszłości Karoliny, tej tajemnicy o którą poeta przez dumę nigdy nie pytał, o której nawet udawał, że nie wie, podobnie jak historycy z czasów Restauracyi, którzy przemilczali o Rzeczypospolitej i panowaniu Bonapartego, przeskakiwali w swoich książkach te okresy, jak gdyby one nigdy nie istniały. Myślał więc sobie: „To nie z moich czasów.... Niech sobie sami załatwią!” — ucieszony, iż tak tanim kosztem po-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/418
Ta strona została skorygowana.