zbył się kłopotu. Nie zdradził jednak spokoju, przeciwnie, przybrał postawę rozjątrzoną:
— Duma moja nie mało już zrobiła poświęceń dla miłości. Może więc jeszcze i to zrobić.
— Ach! dziękuję, dziękuję ci... Jaki ty jesteś dobry!
Zaczęli rozmawiać o pożyczce z cicha, ażeby ich nie słyszał doktór Hirsch, który włóczył się po domu.
Szczególna to była rozmowa, zgłoskowa, przerywana, drażliwa, on okazywał wielki wstręt, ona delikatną zwięzłość. Mówili nieosobiście. Zapewnienie będzie odmówionem.... Nigdy niczego nie odmawiano.... Jak na nieszczęście ów nieosobisty człowiek mieszkał w okolicach Touraine, cóż tu zrobić? Wysłać list — to potrwa dwa dni; drugie tyle potrzeba na odpowiedź.
— A gdybym ja sama pojechała.... odważyła się nagle powiedzieć Karolina, przerażona swoją śmiałością. On odpowiedział spokojnie:
— Dobrze. Jedziemy.
— Jakto, ty chcesz także jechać do Tours?... I do Indret także; gdyż to jest po drodze i zaraz zawieźlibyśmy pieniądze?
— I do Indret.
— Jaki ty jesteś dobry, jaki dobry!... powtarzała biedna, ogłupiona, całując go po rękach.
Co prawda, obawiał się nieco puścić ją samą do Tours. Nie znając dobrze jej historyi, wiedział, że tam mieszkała i była szczęśliwa. A jeśli nie wró-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/419
Ta strona została skorygowana.