— Oczy matki.... dodał zuchwale Moronral, patrząc na pannę Constant. Ta nie śpieszyła się z zaprzeczeniem; lecz wzburzony Jack zawołał głosem łez pełnym:
— To nie mama, to moja bona.
Słysząc to pani Moronval z domu Decostére, trochę zawstydzona swoją uprzejmością, przybrała postawę wyczekującą, która mogła zaszkodzić interesom zakładu. Na szczęście mąż jej podwoił grzeczności, pojmując, że sługa, której polecono oddać dziecko państwa na pensyę, musiała w ich domu mieć pewne znaczenie. Panna Constant zaraz mu tego dowiodła. Mówiła bardzo głośno, tonem stanowczym, nie taiła wcale, że wybór pensyonatu zostawionym był do jej uznania, a ile razy wymawiała nazwisko swej pani, robiła to z miną protekcyonalną, co Jacka przyprowadzało do rozpaczy.
Zdecydowano zapłatę: trzy tysiące franków rocznie, nie licząc kosztów dodatkowych. Postawiwszy takie żądanie, Moronval zaczął je usprawiedliwiać.
Trzy tysiące franków!... Mogło to się wydawać cyfrą zbyt wielką, tak istotnie, on pierwszy to przyznawał..... Ale zakład Moronvala nie był podobny do innych zakładów. Nie bez racyi nazwano go z niemiecka gymnazyum, miejscem wolnego ćwiczenia zarówno umysłu jak i ciała. Tu jednocześnie z nauką w tajemniczano wychowańców w życie paryskie.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/42
Ta strona została skorygowana.