Doktór nie wymagał objaśnień. Nie zdziwiło go to bynajmniej, że dziecko narobiło głupstw, i dowiódł, że dobrym był pasorzytem, wykrzyknąwszy jak Argenton.
— Byłem tego pewny.
Wyjechali pospiesznym pociągiem nocnym i przybyli do Tours z rana. „Stary przyjaciel” dawnej Idy de Barancy mieszkał w okolicy miasta, w jednym z pięknych pałacyków, dominujących nad Loarą, powabnych, ocienionych, spuszczających swoje lasy aż do rzeki, a wieżyczkami sięgających do krańców widnokręgu. „Pan hrabia”, jak go niegdyś nazywała służba Idy, był bezdzietnym wdowcem, bardzo dobrym i światowym człowiekiem. Pomimo, że został nagle porzuconym, zachował najlepsze wspomnienie o wesołej i gadatliwej kobiecie, która przez pewien czas uprzyjemniała mu jego samotność. To też na bilecik Karoliny odpowiedział, że jest gotów ją przyjąć.
Najęli powóz w hotelu i wyjechawszy z miasta, udali się pięknym nadbrzeżnym gościńcem. Karolina była cokolwiek zaniepokojona zapamiętałością poety w towarzyszeniu jej. Myślała:
— Czy on ze mną wejdzie?
Pomimo nieznajomości zwyczajów, czuła, że to jest niepodobieństwem. Jadąc, myślała o tem, zachwycała się cudowną miejscowością, gdzie przepędziła kilka lat swojego tułackiego życia, gdzie tak często przechadzała się ze swoim małym
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/421
Ta strona została skorygowana.